administracja
Jak Wargaming.net zadziwił 100-milionową społeczność graczy WoT, wysłuchując jej uwag i ulepszając grę…
Wydawało się to kompletnie niemożliwe a w każdym razie mało prawdopodobne – w końcu przez kilkanaście miesięcy funkcjonowania gry (wliczając w to betę i serwery testowe) wszyscy zrozumieli, że nie ważne ile dziesiątków tysięcy uwag gracze wysyłają autorom – programiści i marketingowy WG po prostu wiedzą lepiej. Nic to, że forum aż kipi od emocji a gracze, przysłowiową prośbą i groźbą, próbują przemówić supportowi WoTa do rozsądku. I sprawić, by poprawiono nieco, ten w gruncie rzeczy dobry produkt. Ale… WG, ślepe i głuche, trwało przy swoim…
Tysiące wyznawców czołgowego kultu zachodziło w głowę, jak to możliwe, że Firma nie słucha skarg swoich Klientów? Odpowiedź była jednak banalnie prosta. Gracze popełniali kardynalny błąd zakładając, że gra służyć ma dostarczaniu im rozrywki i satysfakcji, być sposobem na miłe spędzanie czasu. Gdy tymczasem Świat Czołgów to genialna maszynka do wyciągania dzięgów, kasy, hajsu, mamony. I to jak najwięcej! Pod hasłem mikro-płatności stworzono sposób na mega-dochody!
Przy okazji, realizowano cele pomniejsze:
Pierwszy to zapewnianie sprawiedliwości dziejowej: największe wpływy dla białoruskich Janosików zapewniają rozleniwieni i ogłupieni dobrobytem gracze Europy Zachodniej. I to mimo traktowania (przez marketing WoT) serwera „jewropejskiego” z największą niechęcią i pogardą. To tu są najgorsze specjale, najsłabsze czołgi Premium, najmniejsze bonusy, najtrudniejsze konkursy itd. Czyż to nie piękna zemsta za hitlerowską „Barbarossę” z roku 1941 i „eksport” Lenina ze Szwajcarii w 1917?
Drugi to leczenie posowieckich kompleksów: cokolwiek by się nie działo i nie ważne jak wielkie są faktyczne zasługi niemieckiej myśli technicznej. Radzieckie czołgi i tak w grze będą najlepsze. Możecie sobie, wielbiciele historii i militariów, wiele obiecywać po Panterze czy Tygrysie, ale w grze z pewnością skopie Wam tyłek jakiś początkujący noob na KW-1 czy KW-3 (nominalnie 1-2 tiery niższy od Waszego czołgu). No i to on zarobi na każdej bitwie (nawet gdy ją cudem przegra) krocie kredytów, a Wam ledwie starczy na naprawę i uzupełnienie amunicji. Byle nie do pełna…
A teraz pofantazjujmy chwilę i przyjmijmy, że oprócz tych niezwykle ważnych celów, już wymienionych, autorzy WoTa zrealizują jeszcze jeden, skromniutki: dadzą graczom frajdę z gry… Jak to miałoby wyglądać? Dwie sprawy są fundamentalne: działanie MatchMakera i sama kultura współdziałania, zaszczepiona graczom rzuconym do bitwy randomowej.
Jak wiadomo, obecnie, MM skleja biedaków w 4-5 tierze z tankami 8-tierowymi, które są dla nich praktycznie nieosiągalne i czynią z naszych nieszczęsnych niskotierowców tzw. free-fragi, czyli łatwą zwierzynę łowną i bezbronne mięso armatnie. I siłą rzeczy, skutkuje to tym, że ci, bezradni w bitwach, ulewają swoją żółć i frustrację na komunikatorze, wyzywając wszystkich jak leci od Visa-Premium-Noobów i ćwicząc „podwórkową łacinę” we wszelkich formach i wersjach językowych. Potem robią to samo na forum gry, adresując bluzgi autorom WoT. A wystarczyłoby przecież dać graczom wybór – do jakich tierów ma ich MM rzucać (zaznaczaliby odpowiednią opcję startując do bitwy) – i wiedząc, jakie są tego wyboru konsekwencje – czyli adekwatny urobek doświadczenia i kredytów. Jeśli gracz zaznaczyłby, że chce trafić do drużyny na swoim tierze (w tym najwyżej 3 czołgi o 1 tier silniejsze i kilka o 1 tier słabszych) – to zysk byłby normalny na tym poziomie. Wybór bitwy o tierze +1 – oznaczałby czołgi (większość z 30) o 1 oczko silniejsze, ale i zyski pomnożone o 125%. I tak odpowiednio:
-bitwa tier +2 = zyski x 150%,
-bitwa tier -1 = zyski x 75%,
-bitwa tier -2 = zyski x 50%.
Ambitniejsi i bardziej doświadczeni, walczyliby z silnymi i zarabiali na nich godnie. Początkujący albo wygodniccy, mieliby łatwe polowanie na słabsze czołgi, ale i dochody odpowiednio niewielkie. I wszyscy byliby zadowoleni – albo i nie, ale z pretensjami jedynie do siebie samych.
Wydawało się to kompletnie niemożliwe a w każdym razie mało prawdopodobne – w końcu przez kilkanaście miesięcy funkcjonowania gry (wliczając w to betę i serwery testowe) wszyscy zrozumieli, że nie ważne ile dziesiątków tysięcy uwag gracze wysyłają autorom – programiści i marketingowy WG po prostu wiedzą lepiej. Nic to, że forum aż kipi od emocji a gracze, przysłowiową prośbą i groźbą, próbują przemówić supportowi WoTa do rozsądku. I sprawić, by poprawiono nieco, ten w gruncie rzeczy dobry produkt. Ale… WG, ślepe i głuche, trwało przy swoim…
Tysiące wyznawców czołgowego kultu zachodziło w głowę, jak to możliwe, że Firma nie słucha skarg swoich Klientów? Odpowiedź była jednak banalnie prosta. Gracze popełniali kardynalny błąd zakładając, że gra służyć ma dostarczaniu im rozrywki i satysfakcji, być sposobem na miłe spędzanie czasu. Gdy tymczasem Świat Czołgów to genialna maszynka do wyciągania dzięgów, kasy, hajsu, mamony. I to jak najwięcej! Pod hasłem mikro-płatności stworzono sposób na mega-dochody!
Przy okazji, realizowano cele pomniejsze:
Pierwszy to zapewnianie sprawiedliwości dziejowej: największe wpływy dla białoruskich Janosików zapewniają rozleniwieni i ogłupieni dobrobytem gracze Europy Zachodniej. I to mimo traktowania (przez marketing WoT) serwera „jewropejskiego” z największą niechęcią i pogardą. To tu są najgorsze specjale, najsłabsze czołgi Premium, najmniejsze bonusy, najtrudniejsze konkursy itd. Czyż to nie piękna zemsta za hitlerowską „Barbarossę” z roku 1941 i „eksport” Lenina ze Szwajcarii w 1917?
Drugi to leczenie posowieckich kompleksów: cokolwiek by się nie działo i nie ważne jak wielkie są faktyczne zasługi niemieckiej myśli technicznej. Radzieckie czołgi i tak w grze będą najlepsze. Możecie sobie, wielbiciele historii i militariów, wiele obiecywać po Panterze czy Tygrysie, ale w grze z pewnością skopie Wam tyłek jakiś początkujący noob na KW-1 czy KW-3 (nominalnie 1-2 tiery niższy od Waszego czołgu). No i to on zarobi na każdej bitwie (nawet gdy ją cudem przegra) krocie kredytów, a Wam ledwie starczy na naprawę i uzupełnienie amunicji. Byle nie do pełna…
A teraz pofantazjujmy chwilę i przyjmijmy, że oprócz tych niezwykle ważnych celów, już wymienionych, autorzy WoTa zrealizują jeszcze jeden, skromniutki: dadzą graczom frajdę z gry… Jak to miałoby wyglądać? Dwie sprawy są fundamentalne: działanie MatchMakera i sama kultura współdziałania, zaszczepiona graczom rzuconym do bitwy randomowej.
Jak wiadomo, obecnie, MM skleja biedaków w 4-5 tierze z tankami 8-tierowymi, które są dla nich praktycznie nieosiągalne i czynią z naszych nieszczęsnych niskotierowców tzw. free-fragi, czyli łatwą zwierzynę łowną i bezbronne mięso armatnie. I siłą rzeczy, skutkuje to tym, że ci, bezradni w bitwach, ulewają swoją żółć i frustrację na komunikatorze, wyzywając wszystkich jak leci od Visa-Premium-Noobów i ćwicząc „podwórkową łacinę” we wszelkich formach i wersjach językowych. Potem robią to samo na forum gry, adresując bluzgi autorom WoT. A wystarczyłoby przecież dać graczom wybór – do jakich tierów ma ich MM rzucać (zaznaczaliby odpowiednią opcję startując do bitwy) – i wiedząc, jakie są tego wyboru konsekwencje – czyli adekwatny urobek doświadczenia i kredytów. Jeśli gracz zaznaczyłby, że chce trafić do drużyny na swoim tierze (w tym najwyżej 3 czołgi o 1 tier silniejsze i kilka o 1 tier słabszych) – to zysk byłby normalny na tym poziomie. Wybór bitwy o tierze +1 – oznaczałby czołgi (większość z 30) o 1 oczko silniejsze, ale i zyski pomnożone o 125%. I tak odpowiednio:
-bitwa tier +2 = zyski x 150%,
-bitwa tier -1 = zyski x 75%,
-bitwa tier -2 = zyski x 50%.
Ambitniejsi i bardziej doświadczeni, walczyliby z silnymi i zarabiali na nich godnie. Początkujący albo wygodniccy, mieliby łatwe polowanie na słabsze czołgi, ale i dochody odpowiednio niewielkie. I wszyscy byliby zadowoleni – albo i nie, ale z pretensjami jedynie do siebie samych.