użytkownicy
Witam
To mój pierwszy post - mam nadzieję że po przeczytaniu go ktoś kiedyś postanowi spróbować swoich sił w pchełce :)
Zacznę od założenia które będę przyjmował przy większości moich postów na temat pojazdów - piszę o jeśli nie ze wszystkimi wynalezionymi modułami to na pewno z większością - narzekanie na stockowy sprzęt to wg mnie zbędne psucie bitów ;)
Tak więc do czego można porównać grę T-50? Kiedy zaczniesz nim szaleć po planszy (w szczególności kiedy wcześniej jeździłeś jakimś ciężkim) to zapewne twoim pierwszym wrażeniem jest że ten czołg ma ADHD. No i rzeczywiście, z wynalezionymi oboma silnikami i gąskami ten czołg zrywa beret - od tej pory nie ma gracza który będzie od Ciebie szybszy albo miejsca w które nie jesteś w stanie przyjechać z drugiego końca mapy w 30s :)
Ok, pojeździłeś, poszalałeś i wjechałeś prosto pod lufę czołgu przeciwnika - BUM - w 80% przypadków resztę bitwy obejrzysz jako widz.
Ten czołg to zwiadowca. Szybki, zwrotny, w niektórych rękach morderczy ale tylko (i aż) zwiadowca. Teraz szybkie pytanie - czy jest gdzieś tutaj słowo samobójca? Większość graczy w LT kiedy są na dole drabiny pokarmowej uznają że trzeba pojechać na pałę do przodu i dać się ukatrupić jakiejś pierwszej lepszej łajzie a nuż dostanie taki medal scouta - przy czym łajzą która go odsyła do krainy szczęśliwego złomu jestem często ja - nie ma nic lepszego jak zwiadowca który pakuje się Ci do bazy kiedy wokoło są jeszcze twoi kumple :)
Tak więc załatwiasz skautów-samobójców i...
Ciągle jeździsz (jakbyś miał ADHD) nieważne czy widzisz gdzieś wroga czy nie - bądź ciągle w ruchu, kręć się jakby ślimak Ci wlazł między półdupki (za AS) - nie stój w miejscu jak pipa bo, uwierz mi, Arta z przyjemnością wyśle Ci powitalna porcję ołowiu i materiałów wybuchowych albowiem...
To że jesteś zwiadowcą jeszcze nie wyczerpuje twoich zadań na polu bitwy - dla niektórych głównym zadaniem lekkich czołgów jest wyczekanie na odpowiedni moment, przedarcie się przez lukę w szeregach wroga i ubicie arty tam gdzie stoi bądź wystawienie jej na patelni własnej arcie - chwalebne, bardzo przydatne ale to nie koniec gdyż...
Często T-50 (a T-50-2 tym bardziej) pełni rolę sępa pola walki - czeka w krążąc w oddali aż jakaś ofiara oddzieli się od stada i wtedy szybko skraca odległość klucząc i podjeżdża do przeciwnika (idealna sytuacja - KV, KV-3, IS) i zaczyna się taniec :) Umiejętnie objeżdżając na indianina (kółeczko) i o ile nikt się do imprezy nie dołączy jesteś w stanie położyć naprawdę sporo czołgów do nawet tieru VIII włącznie.
CHWALE SIĘ: zaznaczam że nie mówię o zdjęciu IS-3 z 100% pięcioma strzałami - nie róbmy se jaj ;) ale T-50 udało mi się skończyć KV-3, Pantere II a T-50-2 zabawiać IS-3 na tyle długo że przyjechało wsparcie i skróciło jego męki (ten ostatni musiał nieźle mi złorzeczyć bo bujaliśmy się jakieś dwie minuty a w tym czasie ani razu mnie nie trafił a ja go skrobałem w tempie 8% na minute ;)) KONIEC CHWALENIA SIĘ
Miałem napisać o T-50 a wyszedł mi poradnik o skautingu :/
Podsumowując - jakiś tydzień temu wróciłem do T-50tki i jestem nim oczarowany (niedawno odblokowałem T-50-2 - a to jest już poezja) - jest to idealny odstresowywacz po walkach czołgami ciężkimi bądź artą.
Od zarabiania kasy to on nie jest (KVki nic nie przebije) ale to nie jest czołg którym grasz dla kasy - jazda nim to czysty żywioł i kupa radochy - o ile jak napisałem wcześniej nie pakujesz się od razu pod lufy dziesięciu wrogów w ich bazie.
A jakie są wasze opinie? :)
To mój pierwszy post - mam nadzieję że po przeczytaniu go ktoś kiedyś postanowi spróbować swoich sił w pchełce :)
Zacznę od założenia które będę przyjmował przy większości moich postów na temat pojazdów - piszę o jeśli nie ze wszystkimi wynalezionymi modułami to na pewno z większością - narzekanie na stockowy sprzęt to wg mnie zbędne psucie bitów ;)
Tak więc do czego można porównać grę T-50? Kiedy zaczniesz nim szaleć po planszy (w szczególności kiedy wcześniej jeździłeś jakimś ciężkim) to zapewne twoim pierwszym wrażeniem jest że ten czołg ma ADHD. No i rzeczywiście, z wynalezionymi oboma silnikami i gąskami ten czołg zrywa beret - od tej pory nie ma gracza który będzie od Ciebie szybszy albo miejsca w które nie jesteś w stanie przyjechać z drugiego końca mapy w 30s :)
Ok, pojeździłeś, poszalałeś i wjechałeś prosto pod lufę czołgu przeciwnika - BUM - w 80% przypadków resztę bitwy obejrzysz jako widz.
Ten czołg to zwiadowca. Szybki, zwrotny, w niektórych rękach morderczy ale tylko (i aż) zwiadowca. Teraz szybkie pytanie - czy jest gdzieś tutaj słowo samobójca? Większość graczy w LT kiedy są na dole drabiny pokarmowej uznają że trzeba pojechać na pałę do przodu i dać się ukatrupić jakiejś pierwszej lepszej łajzie a nuż dostanie taki medal scouta - przy czym łajzą która go odsyła do krainy szczęśliwego złomu jestem często ja - nie ma nic lepszego jak zwiadowca który pakuje się Ci do bazy kiedy wokoło są jeszcze twoi kumple :)
Tak więc załatwiasz skautów-samobójców i...
Ciągle jeździsz (jakbyś miał ADHD) nieważne czy widzisz gdzieś wroga czy nie - bądź ciągle w ruchu, kręć się jakby ślimak Ci wlazł między półdupki (za AS) - nie stój w miejscu jak pipa bo, uwierz mi, Arta z przyjemnością wyśle Ci powitalna porcję ołowiu i materiałów wybuchowych albowiem...
To że jesteś zwiadowcą jeszcze nie wyczerpuje twoich zadań na polu bitwy - dla niektórych głównym zadaniem lekkich czołgów jest wyczekanie na odpowiedni moment, przedarcie się przez lukę w szeregach wroga i ubicie arty tam gdzie stoi bądź wystawienie jej na patelni własnej arcie - chwalebne, bardzo przydatne ale to nie koniec gdyż...
Często T-50 (a T-50-2 tym bardziej) pełni rolę sępa pola walki - czeka w krążąc w oddali aż jakaś ofiara oddzieli się od stada i wtedy szybko skraca odległość klucząc i podjeżdża do przeciwnika (idealna sytuacja - KV, KV-3, IS) i zaczyna się taniec :) Umiejętnie objeżdżając na indianina (kółeczko) i o ile nikt się do imprezy nie dołączy jesteś w stanie położyć naprawdę sporo czołgów do nawet tieru VIII włącznie.
CHWALE SIĘ: zaznaczam że nie mówię o zdjęciu IS-3 z 100% pięcioma strzałami - nie róbmy se jaj ;) ale T-50 udało mi się skończyć KV-3, Pantere II a T-50-2 zabawiać IS-3 na tyle długo że przyjechało wsparcie i skróciło jego męki (ten ostatni musiał nieźle mi złorzeczyć bo bujaliśmy się jakieś dwie minuty a w tym czasie ani razu mnie nie trafił a ja go skrobałem w tempie 8% na minute ;)) KONIEC CHWALENIA SIĘ
Miałem napisać o T-50 a wyszedł mi poradnik o skautingu :/
Podsumowując - jakiś tydzień temu wróciłem do T-50tki i jestem nim oczarowany (niedawno odblokowałem T-50-2 - a to jest już poezja) - jest to idealny odstresowywacz po walkach czołgami ciężkimi bądź artą.
Od zarabiania kasy to on nie jest (KVki nic nie przebije) ale to nie jest czołg którym grasz dla kasy - jazda nim to czysty żywioł i kupa radochy - o ile jak napisałem wcześniej nie pakujesz się od razu pod lufy dziesięciu wrogów w ich bazie.
A jakie są wasze opinie? :)